Przejdź do treści stronyPrzejdź do menu strony
Wywiad z zespołem RODRIGO Y GABRIELA

Wywiad z zespołem RODRIGO Y GABRIELA

Data publikacji: 18 czerwca 1989
O podróżach, graniu na gitarze i miłości do metalu opowiada Gabriela Quintero, ładniejsza połowa duetu Rodrigo Y Gabriela, który już 7 listopada pojawi się u nas na jedynym w Polsce koncercie.

- Dlaczego zdecydowaliście się opuścić Meksyk i skąd decyzja, żeby zamieszkać właśnie w Dublinie?

- Dla mnie to była całkiem naturalna decyzja. Od kiedy pamiętam moim marzeniem było podróżowanie po całym świecie, tyle że na początku nie miałam pomysłu jak to zorganizować. Później założyliśmy kapelę metalową i wydawało nam się, że zostaniemy gwiazdami rocka (śmiech). Jednak po jakimś czasie okazało się, że w Meksyku chyba nam się nie uda. Wtedy razem z Rodrigo postanowiliśmy przerzucić się na gitary akustyczne i wyjechać.

- Ale dlaczego do Irlandii? Co was tak ciągnęło do tego miejsca?

- Wcale nie pojechaliśmy do Irlandii. Początkowo jeździliśmy po całej Europie. Graliśmy w pubach, kawiarniach, małych klubach w Niemczech, Francji, Anglii. Uczyliśmy się kolejnych języków. To była przygoda i spore wyzwanie bo my kompletnie nikogo nie znaliśmy w Europie, pojechaliśmy w ciemno. Trochę adrenaliny przy tym było (śmiech).

- A nie myśleliście na początek o Stanach?

- Nie. Nie chcieliśmy zamieniać jednego kraju na inny. W Europie podobało nam się to, że jest tu tak dużo małych państw po których można podróżować. Jednego dnia jesteś w innym, następnego znowu w innym, to była dla nas szansa na spełnienie marzeń o graniu i podróżach. To że osiedliliśmy się w Irlandii było dziełem przypadku, po prostu spotkaliśmy dziewczynę z Meksyku, która tam mieszkała i która znała tych samych ludzi co my. Planowała trochę pojeździć po świecie i pozwoliła nam zamieszkać w jej domu w Dublinie. Była na tyle miła, że pozwoliła nawet korzystać ze swojego roweru (śmiech). Później pojawiły się jednak problemy z innymi lokatorami i musieliśmy sobie radzić sami. Ale wszystko dobrze się skończyło.

- A kariera muzyczna? Kiedy zaczęliście działać w tę stronę?

- Na początku wcale o tym nie myśleliśmy, nie planowaliśmy żadnej kariery, chcieliśmy po prostu grać dla ludzi, to wszystko. Graliśmy jakiś czas na ulicach i to było świetne, poznaliśmy masę ludzi. Kiedy skończyło się lato musieliśmy szukać małych klubów i na szczęście było ich całkiem sporo.

- Pamiętasz co graliście?

- Pamiętam, że przez jakiś czas w ogóle nie chcieliśmy grać coverów. Graliśmy tylko swoje rzeczy i ćwiczyliśmy po osiem godzin dziennie. Sporo nam to dało, cały dzień ćwiczeń a wieczorem koncert, to dobry trening dla gitarzysty (śmiech).

- I cały czas tylko na gitarach akustycznych? Nie było wam ciężko w klubach, gdzie jest hałas?

- Nie zastanawiałam się nad tym. Fakt, że kiedy grasz na gitarze akustycznej jesteś jakby nago, nie masz się za czym schować, wszystko widać i słychać. Kosztowało nas to dużo pracy, żeby uzyskać pełne brzmienie, żeby nasza muzyka była taka jak ją sobie wyobrażaliśmy. To nie było łatwe bez dużego zespołu, tylko we dwójkę, ale dzięki temu sporo się nauczyliśmy. Później udało nam się rozbudować skład i dziś koncertujemy z dużą grupą.

- Od jakiegoś czasu także z Alexem Wilsonem…

- Tak, kiedy Alex ma czas przyłącza się do nas i to jest naprawdę świetne. Dostaliśmy jego płytę od naszego agenta już dawno temu i byliśmy pod dużym wrażeniem. Bardzo nam się podobało jego spojrzenie na muzykę, wrażliwość i wyobraźnia. Dlatego kiedy planowaliśmy nowy album postanowiliśmy się do niego odezwać. Wysłaliśmy mu płyty z naszą muzyką i spytaliśmy czy byłby zainteresowany współpracą. Zgodził się i zaczęliśmy pracować razem, do dziś jestem zaskoczona że tak dobrze się zrozumieliśmy. To niesamowite uczucie kiedy spotykasz innego muzyka, który myśli dokładnie tak samo jak ty.

- Do Warszawy też z wami przyjedzie?

- Jeszcze tego nie wiem na sto procent, ale może tak. Na części trasy pojawi się z całą orkiestrą, ale oni mają też swoje koncerty i wszystko zależy od tego czy uda nam się dograć terminy.  Jedno co jest pewne, to że zagramy u was i że będzie czad! (śmiech).

- Gabriela, domyślasz się skąd się wzięła taka popularność waszej muzyki? Instrumentalne kompozycje, nieszczególnie radiowe, a jednak wasze albumy docierają do pierwszych miejsc na listach sprzedaży. Jak to się dzieje?

- To prawda, że nasza formuła nie jest zbyt komercyjna. Dwie gitary, żadnych tekstów, do radia się kompletnie nie nadaje. Tym bardziej dziś, kiedy rozgłośnie kierują się takimi zasadami, które dyskwalifikują większość prawdziwej muzyki. Może nasz sukces bierze się stąd, że my nie robimy niczego na siłę, nie chcemy być za wszelką cenę popularni. Ludzie doceniają to, że gramy z pełnym zaangażowaniem i całkowicie szczerze, nie oszukujmy.  I to chyba się podoba i w Irlandii i w wielu innych miejscach na świecie sądząc po licznych propozycjach koncertowych. Także z Polski, gdzie zawsze chcieliśmy przyjechać i w końcu wygląda na to, że się uda.

- Słuchasz jeszcze czasem metalu?

- Oczywiście! Metal to muzyka w której liczą się emocje i szczerość. Kiedy zaczynaliśmy w Meksyku to wszystkim zajmowali się nasi kumple, takie same dzieciaki jak my, jeden był managerem, inny promotorem, inny wydawcą, to były szalone, cudowne czasy. Wszystko było oparte na działaniach niezależnych, w pewnym sensie wymierzonych przeciwko establishmentowi, to jest w metalu najlepsze do dziś. Poza tym muzycy w metalowych kapelach są naprawdę niesamowici. Kiedy słucham Megadeth, Pantery czy Testament słyszę prawdziwych wirtuozów. Metal jest bardzo wymagający i musisz naprawdę sporo pracować, żeby coś znaczyć.

 

Rozmawiał

Piotr Miecznikowski

 

 

 

 

 

 

Dołącz do nas na
Facebook Instagram YouTube Tweeter TikTok
Bądź na bieżąco Zapisz się do Newslettera

Klub Politechniki Warszawskiej „STODOŁA”

ul. Batorego 10, 02-591 Warszawa

telefon: +48 22 825 60 31, +48 691 800 388